Po wojnie gospodarka regionu oparła się na ekstensywnym rolnictwie, a zwłaszcza leśnictwie. Lasy zajmują obecnie ok. 69% powierzchni Bieszczadów. Ich eksploatacja okazała się jednak bardzo kosztowna, ponieważ wymagała budowy osad leśnych i nowych dróg, przeznaczonych często wyłącznie do zwózki drewna, oraz zakupu drogiego sprzętu specjalistycznego, umożliwiającego pracę w warunkach górskich. Na znikomą opłacalność wyrębu wpływa także niska jakość bieszczadzkiego drewna: ok. 50% nadaje się wyłącznie na opał, tylko 35% to drewno tartaczne, czyli przydatne do celów budowlanych, na meble itp. Mimo tych niekorzystnych okoliczności w latach siedemdziesiątych postanowiono uczynić z Bieszczadów „zagłębie drzewne”. W latach siedemdziesiątych wartość bieszczadzkiego drewna była niższa od kosztów jego pozyskania. Największym zakładem przemysłowym regionu był wielki kombinat drzewny w Ustianowej. Nigdy nie udało mu się osiągnąć planowanych początkowo rozmiarów, jednak w połowie lat osiemdziesiątych zatrudniał ok. 1200 osób. W latach dziewięćdziesiątych uległ likwidacji. Ogółem działa w Bieszczadach około 60 przedsiębiorstw przemysłowych. W większości są to drobne jednostki, np. lokalne cegielnie. Do większych należą: filia Krośnieńskiej Fabryki Mebli w Lesku i fabryka przyczep w Zasławiu (dzielnica Zagórza).
Istnieje też kilka niewielkich punktów wydobycia ropy naftowej, m.in. w Zatwarnicy, Czarnej i Rajskiem. Pewna liczba mieszkańców znajduje zatrudnienie w elektrowni wodnej w Solinie – największej inwestycji powojennych Bieszczadów.
W rolnictwie bieszczadzkim dominuje pasterstwo i hodowla, ponad 60% gruntów rolnych to łąki i pastwiska. W okresie powojennym stosunkowo niewiele ziemi (w porównaniu z innymi regionami Polski) znalazło się w rękach prywatnych – tylko ok. 55%. Znaczny był natomiast udział przedsiębiorstw uspołecznionych. Jest to sytuacja typowa dla terenów, na których uległa zniszczeniu dawna struktura społeczna i gospodarcza. Komunistyczne władze starały się tu wprowadzać preferowaną, społeczną formę własności. W Bieszczadach powstały w latach pięćdziesiątych aż 53 państwowe gospodarstwa rolne. PGR-y te miały wyjątkowo niekorzystne wyniki ekonomiczne. W 1963 r. rozpoczęła się akcja przekazywania ich pod zarząd Ministerstwa Sprawiedliwości, które zorganizowało tzw. Państwowe Przedsiębiorstwa Rolne (PPRol), wykorzystujące jako siłę roboczą więźniów. W 1972 r. gospodarowały one na 27% bieszczadzkich użytków rolnych. Pozostałością tego systemu produkcji jest dziś ostatni PPRol z siedzibą w Średniej Wsi. Gigantomania lat siedemdziesiątych doprowadziła w Bieszczadach do wielu chybionych ekonomicznie przedsięwzięć, jak np. wielkie owczarnie w pobliżu Wetliny. W 1982 r. większość państwowych gruntów ornych regionu przejął „Igloopol”, który stał się w Bieszczadach na przeciąg kilku lat prawdziwą potęgą. 90% jego użytków rolnych stanowiły łąki i pastwiska, nic więc dziwnego, że podstawowy dział produkcji stanowiła hodowla owiec i bydła. „Iglopool” otwierał własne sklepy, podjął znaczne inwestycje, niekiedy bardzo kontrowersyjne, np. rekultywacja gruntów ornych w Wołosatem, w bezpośrednim sąsiedztwie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, prowadzona z pomocą wojska i przy użyciu materiałów wybuchowych. W 1990 r. przedsiębiorstwo zbankrutowało, pozostawiając wiele tysięcy hektarów ziemi, obecnie leżących odłogiem i oczekujących na prywatyzację i nowe zagospodarowanie.
Specyficznym dla Bieszczadów typem zagospodarowania rolniczego są rozpoczęte już w 1953 r. wypasy owiec z Podhala. Ostatnio ich natężenie jest znacznie mniejsze, ale jeszcze w 1991 r. spore stada podhalańskich owiec można było spotkać m.in. w pobliżu Berehów Górnych. Bieszczady są jednym z regionów Polski najpilniej wymagających programu restrukturyzacji. Bezrobocie jest tu bardzo wysokie: w styczniu 1992 r. w Rejonowym Urzędzie Pracy w Lesku było zarejestrowanych ponad 2400 bezrobotnych, a w Ustrzykach Dolnych – 2250. Na tych 4650 osób oczekiwała jedna oferta pracy.
Co bardziej przedsiębiorczy mieszkańcy nastawiają się na obsługę ruchu turystycznego. Powstają pensjonaty i pola namiotowe, rozwija się ruch gospodarstw agroturystycznych. Miejscowości bieszczadzkie, zwłaszcza położone przy Dużej i Małej Obwodnicy, obfitują w stosunkowo dobrze zaopatrzone sklepiki i punkty gastronomiczne. W sezonie są one zwykle otwarte nawet w niedzielę i święta, nierzadko od rana do zmierzchu. Te pocieszające objawy nie zmieniają jednak faktu, iż gospodarka Bieszczadów znajduje się w bardzo poważnym kryzysie.